Wielowymiarowy Wietnam – relacja z pierwszego tygodnia

niedziela, 15 stycznia 2012 09:49 Marek Rowiński Sr.
Drukuj

Po zeszłorocznej słabowiatrowej Tajlandii, ferie zimowe 2012 chcieliśmy spędzić w bardziej wietrznych i urozmaiconych warunkach. Ponieważ tegoroczna ekipa treningowa składa się z rajderów różnych styli, nasze wymagania co do spotu były wyjątkowo wysokie. Przede wszystkim chcieliśmy znaleźć miejsce, gdzie moglibyśmy popływać rejs.

Tomek Janiak Niebrzydki, Maks Żakowski i ja szukaliśmy przestrzeni na wodzie umożliwiającej trening i testowanie sprzętu. Chcieliśmy również móc popływać wave, tak dla odmiany. A Marek Junior i Mirek Węgielnik szukali miejsca do freestylu.  Wynik rzetelnej analizy ciepłych spotów wskazał nam Wietnam, a dokładnie Mui Ne na wschód od Sajgonu. Według wieści z netu wszystkie konkurencje można uprawiać tutaj w jednym miejscu – taki „all in one”. Dodatkowo Wietnam nikomu z nas nie był znany i mocno kusił.

 Jesteśmy już tydzień na miejscu a dwa kolejne przed nami. Przez pierwsze dni dochodziliśmy do siebie po raczej męczącej podróży, której najgorszą częścią był ostatni etap z lotniska w Sajgonie do Mui Ne. W sumie jedynie 200km a jechaliśmy 6 godzin wynajętą taksówko-vanem. Ciągnęliśmy się w nietypowych dla nas korkach:
Na miejscu potrzebowaliśmy paru dni, aby dojść do siebie, uregulować zegar biologiczny (6 godzin różnicy a w przypadku Tomka aż 12 godzin, bo leciał z Nowego Jorku) i zapoznać się z warunkami panującymi na spocie. Dziękujemy polskim lokalesom, którzy dzielą się swoją pomocną wiedzą oraz Jarkowi Gutkiewiczowi za serdeczne przyjęcie w hotelu i wspólne spędzanie czasu.

Na razie kręcimy filmiki z wody i budujemy po woli archiwum, pływamy każdego dnia. Najwięcej było do tej pory wave, bo warunki były całkiem zacne. Fala dochodziła nawet do 3 metrów ale zawsze jest onshorowa czyli trudna do jazdy. Szlifujemy jazdę bezstrapową a Niebrzydki i Maks są już na pułapie jazdy na wypięciu (unhooked). Silny wiatr i długie wypłaszczenia między falami dają przyzwoite warunki do starej i nowej szkoły freestyle.

Testujemy również nowy sprzęt w tym pierwszy polski prototyp deski racing (SU-2), poznajemy okoliczne atrakcje, wietnamskie zwyczaje, kuchnie a ja niestety nawet usługi medyczne (szwy na głowie i stopie). Jak do tej pory mamy gęby raczej zadowolone, bo wiatr łaskawy jest nam każdego dnia. Większość czasu spędziliśmy na małych rozmiarach 7-10m.

Mieliśmy również przyjemność celebrować 18 urodziny Maksa. Mogę pozazdrościć mu, że wszedł w dorosłe życie w tak egzotycznym miejscu.

Dzisiaj Tomek i Maks są po pierwszej sesji racing. Ja jeszcze czekam dzień, dwa na wylizanie się z ran. Poza tym pływamy na ograniczonym sieciami akwenie niepozwalającym na przeprowadzanie planowanych treningów. Stanowi to spory problem, ale dajemy radę.

Ten wyjazd dowodzi, że kitesurfing może być wielowymiarowy i dawać radochę rajderom różnorodnych stylów.

Za nami prawosławny Nowy Rok hucznie świętowany w prawie rosyjskim Mui Ne, a przed nami wietnamski Księżycowy Nowy Rok , który obchodzi się tutaj przez cały tydzień.

Prognozy na najbliższe dni wróżą sporo racingu. Stay tuned...

Z pozdrowieniami z gorącego Wietnamu

Marek Rowiński :"BraCuru"

Trochę race:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Prototyp SU2:                                                                                              Wietnamski highway:                                                                            

 

 

 

 

 

 

 

 

Old schol:                                                                                       New school:                                                                                                                                                                           Kiteloop school:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

18-tka Maksa:                                                                                                   Wypadek przy pracy:

 

 

 

 

 

 

I na koniec troszkę wave: