Ostatni przystanek KTE z innej perspektywy

niedziela, 06 listopada 2011 19:23 Jacek Daktera
Drukuj

Od administratora:
Ostatnie zawody KTE zapłodniły twórczo wszystkich obecnych. Tym razem krótka relacja nadesłana przez Jacka (tj. Papę Daktiego).

Członków zebranie w Sant Giles – Francja

Wygląda na to, że takie rozwiązanie wydaje się najłatwiejsze i niezmiernie owocne. Niezaplanowane, a jednak się odbyło. Byliśmy bezwzględnie najbardziej liczną i twórczą grupą drażniących się w słusznej sprawie, zaangażowanych i wzmocnionych troszeczkę francuskim winem kitesurferów. Niestety nasze ponawiane codziennie próby zmobilizowania kolegów z sąsiednich pokoi , znaczy państw, do zapisania się do PSKite nie przyniosły rezultatów. Wszystko przez ten parszywy statut. Nie potrafili go przeczytać i nie chcieli podpisać deklaracji. I tak więc nie udało nam się  zgromadzić większości co by wprowadzić zmiany. Nowe więc nie nadejdzie , nie tym razem , chyba, że cichutko zorganizujemy znowu kolejne Członków zebranie, najlepiej za granica. I tak mimo wysiłków Czlonków : Adama, Niebrzydkiego, Bartka, Papy Daktiego, Wojtka Issela i Daktiego nie daliśmy sobie rady z nowym programem rozwoju i działania na najbliższe 10 lat , ale doskonale radziliśmy sobie przygotowując duszone francuskie mięsko, smażone rybki, podsmażane małże i inne śmierdzące i ruszające się na talerzu francuskie smakołyki.

Na pewno wnioskować będziemy o powołanie kolejnego Prezesa, ze wskazaniem na Barta- jest niezastąpiony jako szef kuchni i o dwa niezależne stanowiska dla serwisu sprzątającego ze wskazaniem na Wojtka i Daktiego.

Wyjaśniliśmy też skąd bierze się ta drażliwość żon, dziewczyn i kobiet w naszym życiu połączona z matematycznym rozwojem funkcji zera nie zawsze przemyślanej. Postanowiliśmy też złożyć protest do Organizatora z powodu za krótko trwających zawodów.
Uściskom, misiom i przybijaniem piątki nie było końca. I tak to się niestety skończyło.